Takie coś niecoś na urodzinki. Od Twojej ukochanej Roxy oczywiście!
Pewna brunetka o ciemno brązowych oczach kiedyś opowiedziała
mi swoją historię. Posłuchajcie jej…
Dziewczyna o imieniu Justyna siedziała na huśtawce. Miała
pięć lat. To był piękny dzień. Słońce grzało nie miłośernie. Na ulicy nikogo nie
było. Ludzie chowali się przed upałem. Ona jednak wolała pozostać na świeżym
powietrzu. Huśtała się wolno w przód i w tył… Nagle ktoś zawołał ją zza płotu.
Był to starszy o kilka lat chłopak, o imieniu Chester. Zazwyczaj za nim nie
przepadała. Ciągle tylko grał z kolegami w piłkę i wywyższał się. Chodził bez
koszulki popisując się jak umiał. Po prostu go nie lubiła.
- Justyna! – krzyknął ponownie. Dziewczynka słysząc swoje
imię odwróciła głowę. – Podasz mi piłkę? – zapytał wskazując na piłkę leżącą
obok drzewa, na którym była powieszona huśtawka. Wzięła ciężką piłkę do piłki
nożnej w swoje małe dziecięce rączki i rzuciła z całej siły na posesję sąsiada.
Chester uśmiechnął się kpiąco i wziął piłkę. Chłopcy kontynuowali grę.
Pięć lat później…
Justyna miała już dziesięć lat. Wracała ze szkoły z
plecakiem pełnym książek. Rozejrzała się trwożnie i przeszłą na drugą stronę
ulicy. Otworzyła sprawnym ruchem bramkę. Upadły jej klucze. Schyliła się, żeby
je podnieść, kiedy czternastoletni Chester uprzedził ją w tej czynności.
- Proszę. – powiedział nonszalancko podając jej upuszczony
przedmiot.
- Dziękuję. – odparł i szybko się odwróciła. Z czasem
jeszcze bardziej znienawidziła tego człowieka. Coraz bardziej działał jej na
nerwy. Weszła do swojego pokoju i popatrzyła między szczeblami żaluzji przez
okno. Chłopak odszedł. Już wchodził do siebie, kiedy któryś jego przyjaciel
zawołał go od płotu. Wrócił się, aby porozmawiać z kolegą. Zaczęli się śmiać.
Nagle Chester pokazał na jej okno i powiedział coś do swojego kolegi. Oboje
zaczęli się śmiać. W dziewczynie aż wszystko się zagotowało. Chłopcy przybili
sobie piątkę na pożegnanie i rozeszli się do domu. Brunetka otworzyła z impetem
drzwi do swojego pokoju i wybiegła na ulicę. Skierowała się pędem do drzwi w
domu obok. Mocno zastukała. Z wnętrza dobiegało dudnienie i wrzaski. Tak, to
Chester słuchał swojej mrocznej muzyki. Kolejna rzecz, której nienawidziła. Nie
mogła zrozumieć, co jest przyjemnego w słuchaniu na cały regulator walenia w
bębny i dzikiego wrzeszczenia. Przecież o wiele przyjemniej było posłuchać co
jakiś czas melodyjnej piosenki Whitney Houston albo Abby (Taaa... Jasnee…
<przyp. aut.>). Po chwili drzwi nareszcie się otwarły. Stał w nich nie
kto inny jak denerwujący sąsiad.
- Oo… Cześć. – przywitał ją tym swoim, według niego wyjątkowo
pociągającym, uśmiechem. – Rozumiem, że…
- No właśnie nic, kurwa , nie rozumiesz! Jesteś skończonym idiotom!
Najpierw robisz z siebie super pomocnego sąsiada, który będzie biegł z końca
ulicy, żeby mi podnieść klucze z chodnika, a potem mnie obgadujesz za plecami?!
Właśnie taki jesteś!
- Ej! Po pierwsze to ja cię wcale nie obgadywałem. Po
drugie, czemu się tak wydzierasz?!
- I widzisz?! Nawet jakbym chciała cię lubić, to się
nie da, boo… - zatrzymała się w pół
słowa. – Jak to mnie nie obgadywałeś?
- No nie.
- To czemu pokazałeś na moje okno i zacząłeś się śmiać, co?!
- Justyna! Nie pokazałem na twoje okno! Pokazałem na koniec
ulicy. A reszty nie muszę ci mówić, bo jesteś jeszcze za mała, a po za tym
czemu mam ci się spowiadać z moich rozmów z kolegami?! – dziewczyna obrzuciła
go nienawistnym spojrzeniem i odeszła do domu.
2 lata później…
Justyna siedziała na krawężniku przed domem z słuchawkami na
uszach czytając książkę. Zastanawiała się, czy tylko muzyka tak zmieniła nagle
jej życie, czy może po prostu wydoroślała? Było kilka opcji, w każdym razie na
pewno już nie było tak jak dawniej. Gardziła popem – muzyką, której słuchała w
dzieciństwie. Wybrała dudnienie i wrzaski. (<
<przyp. aut.>) Myślała w inny sposób. Ta mała dziewczynka z warkoczykami
zniknęła bezpowrotnie. Zastąpiła ją dorosła i zamknięta w sobie Tina. Nagle
ktoś przesłonił jej słońce, rzucając na nią cień. Spojrzała w górę. Stał tam
ten przystojny chłopak, którego wcześniej nie doceniała. On też pewnie wpłynął
na zmianę w jej życiu. Był bardzo fajny. Sama nie chciała dopuścić do siebie
myśli, że się w nim podkochuje, chociaż doszła do wniosku, że istotnie tak było.
Lubiła patrzyć na niego, kiedy wracał wieczorem do domu. Miło jej było słuchać
jak woła kolegów, aby iść razem z nimi do szkoły. Sama wracając szła wolno z
nadzieją, że zobaczy za sobą jego smukłą sylwetkę. Czasem się tam pojawiał,
czasem nie. Dopiero teraz dotarło do niej, że już niedługo może go stracić, bo
wydorośleje. Kolejna rzecz, która okropnie ją denerwowała to fakt, ze miał
dziewczynę. Wredną ździrę. Seksowną blondi z toną tapety na twarzy. Zachowywała
się jak jakaś królowa. Justyna zastanawiała się jakim cudem on nadal z nią
jest, skoro ona nawet nie wiedziała co to The Rolling Stones. Z resztą wiele
razy potępiała rock. Mówiła mu, żeby wyłączył to żałosne wycie i krzyki. On
jakimś cudem zawsze wtedy to robił, a ona puszczała z głośników swoje ulubione
kawałki. Justyna wtedy tylko brała słuchawki i uciekała do parku, albo na plac
zabaw, aby tylko odizolować się od głosu Shakiry czy innej gwiazdy popu. Nie
mogła zrozumieć, dlaczego on w ogóle zadaje się z takimi dziewczynami? Chciał
się popisać w szkole?
- Cześć. – powiedziała patrząc na stojącego nad nią
Chester’a.
- Hej. – odparł. – Mogłabyś się przesunąć, bo mój kuzyn chciałby
tu zaparkować samochód, a ty mu to skutecznie utrudniasz. – uśmiechnął się i
podał jej ręke.
- Aaa… Jasne, jasne! – wykrzyknęła szybko podnosząc się z
ziemi z pomocą sąsiada. Złapał ją w psie i spojrzał w oczy. Utonęła w jego
tęczówkach. Przesunął ją w bok i dał znak kuzynowi, że już może ruszać.
Brunetka poczuła pewnego rodzaju zawód, ale przecież miał dziewczynę. Czego się
spodziewała? Że ją pocałuje i spędzą razem resztę życia? Dobre, hah.
2 lata później…
Zobaczyła tylko samochód wyjeżdżający przez bramę. Chester
otworzył szybę i pomachał jej na pożegnanie. Padał zimny, listopadowy deszcz.
Odmachała wpatrując się w przemoczoną szybę. Woda spływała po niej strużkami.
5 lat później…
Wysiadła z samolotu. Los Angeles prezentowało się bardzo
ładnie. Poszła do swojego mieszkania, które udostępniła jej na jakiś czas
ciocia, sama będąc daleko na wschodzie. Tego wieczoru zamierzała zapoznać się z
okolicą. O siódmej wieczorem wyszła z domu. Nie ubrała czegoś specjalnego. Na
to jeszcze przyjdzie pora. Podziwiała neony uliczne. Wszystko było tutaj takie
niezwykłe. Niby okropne, nie nadające się do użytku, ale inspirujące.
Niezastąpione dla prawdziwych artystów. Tego wieczoru wróciła późno do domu.
Położyła się do łóżka, ale nagromadziło się w niej zbyt dużo emocji, aby dała
radę zasnąć. Kolejnego wieczoru założyła czarną sukienką przed kolana, baz
ramiączek, na to narzuciła ramoneskę. Do tego ubrała szpilki z ćwiekami i była
gotowa. Rozpuszczone włosy falowały przy każdym kroku. Weszła do baru i aż
zaniemówiła. Zobaczyła tak znajomą postać leżącą na ziemi, naćpaną do granic
możliwości. Podeszła bliżej. Koledzy chłopaka, jak się domyśliła, odsunęli się
na bok, robiąc jej dostęp do znajomego i wymieniając zaskoczone spojrzenia.
Dziewczyna kucnęła przed przyjacielem i odgarnęła mu włosy z twarzy. Pozostali
nie wydawali się jakoś przejęci jego stanem, a bardziej interesowała ich jej
obecność tutaj.
- Obudzi się? – szepnęła za łzami w oczach pytająco.
- No jasne. – powiedział, jakby było to oczywiste i jakby
właśnie zadała banalnie proste pytanie, brunet.
- Chester… - szepnęła
głaskając policzek chłopaka.
Po kilku dniach…
Dziewczyna wyszykowała się i wyszła. Poszła do mieszkania
Chester’a. Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Chłopak otworzył i zaprosił ją do środka.
- To masz może ochotę na coś mocniejszego? – zapytał
uwodzicielskim tonem. Justyna uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową.
Chester nalał do kieliszków alkoholu. Wypili. Po trzeciej kolejce ich humory
znacznie się poprawiły. Po siódmej… Cóż…
- Chester – zaczęła Justyna – koamcie! Wiesz?
- A ciebietesz… odparł.
- Naprawde?
- Tak. – brunetka usiadła na nim okrakiem, a on wpił się w
jej usta. Upuścił trzymaną flaszkę. Justyna położyła go na kanapie, na której
siedzieli. Zaczęli całować się coraz namiętniej i z coraz większym oddaniem…
Następnego dnia…
Justyna weszła do mieszkania, do Chester’a. Na wejściu
pocałowali się przelotnie.
- Cześć, kochanie. – uśmiechnął się mężczyzna.
- Hej. – odparła.
- To wiesz… ja muszę coś jeszcze załatwić, ale jeżeli chcesz
tu zostać to możesz. – w jego oczach można było dostrzec zagubienie.
- Z-zostanę. – odparła z wahaniem, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak poszedł do pokoju obok. Justyna zajrzał i od razu zorientowała się o co
chodzi. Podbiegła do niego i spojrzała w oczy.
- Kochanie, proszę, nie rób tego! – wyszeptała przerażona.
- Muszę, skarbie. – odpowiedział. Igła przekuła skórę
mężczyzny, pozwalając zawartości strzykawki rozprzestrzenić się w jego ciele.
Następnego dnia…
Brunetka obudziła się i ubrała. Nie miała dzisiaj ochoty
spotkać się z chłopakiem, po wczorajszej akcji. Chciała się zabawić z kimś
innym, poznać nowych ludzi. Przeszła przez ulicę i ruszyła w stronę popularnego
baru, który sławił się jako miejsce najlepszych imprez dla młodych rockmanów.
Osoby z zewnątrz, nie robiące kariery muzycznej też mogły tam wchodzić. Justyna
była właśnie taką osobą. Weszła do środka. Muzyka na full, światła, alkohol,
jedzenie. Usiadła na kanapie stojącej nieopodal i zaczęła spokojnie sączyć
drinka, podśpiewując do kawałka Metalliki, lecącego z głośników. Nagle obok
przysiadł się jakiś chłopak. Zmierzyła go wzrokiem i wróciła do poprzedniej
czynności. Towarzysz siedzenia na kanapie i
nie robienia właściwie niczego milczał i wydawał się być zupełnie nieobecny.
Po kilkunastu minutach podszedł do niej
jakiś inny chłopak. Popatrzył na nią, na mężczyznę siedzącego obok i zagadnął.
- Cześć, jestem Gerard, a to mój kolega, Frank. – przywitał
się i ruchem głowy wskazał szatyna siedzącego na kanapie. Brunetka popatrzyła
na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Potem przeniosła wzrok na
bardziej rozmownego z przyjaciół.
- Justyna, miło mi poznać. – opowiedziała. – Was obu –
dodała po chwili.
- Czemu wcześniej nie widziałem, że w Los Angeles są takie
piękne dziewczyny! – Gerard pokręcił głową i dopił do końca zawartość swojego
kieliszka. Justyna chciała coś na to powiedzieć, ale nie zdążyła, bo nagle całe
pomieszczenie rozświetliła fontanna iskier, wszystkie światła zgasły, a ludzie
zaczęli głośno rozmawiać i rozglądać się dookoła. Powstało niemałe zamieszanie.
- No co się znowu dzieje?! – powiedział rozdrażniony Gee i
odszedł. – Czy wszystko w porządku? – zapytał podchodząc do miejsca, które było
samym środkiem całego zamieszania. Ponieważ nikt nie zgłosił, że coś się stało,
chłopak przeprosił wszystkich i powiedział, żeby wyszli i że niestety impreza
się dziś nie odbędzie. Wszyscy opuścili bar. Justyna została. Potem widziała
się z chłopakami jeszcze nie raz… Ale tę historię opowiadał najczęściej swoim
wnukom, mówiąc jak poznała dziadka. Dziadka Frank’a oczywiście!
HAPPY BIRTHDAY!!!!! :DDDDD